Zobacz cmentarz

YORK miniaturowy ELVISEK

2024-01-25

Aleksandra Sz.
Tarnobrzeg

Ksiega gości:

18.04.2024 r. | Aleksandra - mama Elviska

Elvisek, mój najwspanialszy przyjaciel, urodził się 30 maja 2009 r. w Sandomierzu.
Podobno odkąd zaczęłam mówić, prosiłam rodziców o psa ale niestety, nie chcieli się zgodzić.
Gdy w wieku 12 lat zaczęły pojawiać się moje problemy zdrowotne, rodzice chcąc przekonać mnie do leczenia postanowili spełnić jedno z moich największych marzeń. Wtedy rozpoczęliśmy poszukiwanie psa. Kiedy zaczęliśmy jeździć i oglądać yorki, pomimo tak młodego wieku, zachowałam się nad wyraz odpowiedzialnie. Pojawił się strach, że nie podołam tak dużemu obowiązkowi, że może pies mi się znudzi, a nie potrafiłam skrzywdzić żadnego… na chwilę odpuściliśmy poszukiwania ale rodzice potajemnie, za moimi plecami wciąż szukali mojego najlepszego przyjaciela.
Pojechaliśmy do restauracji 30 na sandomierskim rynku. Gdy wchodząc, ujrzałam tego czworonoga, od razu się zakochałam. Elvisek nie odstępował mnie na krok. Chciał iść ze mną. Serce mi pękało, bo tak bardzo go pragnęłam, a równie bardzo bałam się że nie podołam. Wyszłam stamtąd dosłownie z płaczem…
Na drugi dzień rodzice powiedzieli, że jadą po rodzine do babci i zaraz przywiozą ją do domu. Byłam wtedy przed blokiem, bawiłam się z koleżankami. Brat zawołał mnie do domu. Siedziałam na kanapie kiedy rodzice weszli do domu i zaczęli mnie wołać. Gdy weszłam do korytarza ujrzałam jego. Mojego Elviska z czerwoną kokardką przywiązana na szyi. To był najpiękniejszy moment mojego życia. Zaczęłam krzyczeć i piszczeć do tego stopnia, że Elvis zesikał się ze strachu. Od tej pory, całe moje życie, cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Liczył się tylko on, a ja byłam najszczęśliwsza na świecie.
Niestety, Elvisek od małego co chwile chorował. Pamiętam jak w Boże Ciało obudziłam się i zobaczyłam, że siedzi w kałuży krwi. Serce mi stanęło, tak bardzo bałam się, że go stracę. Na szczęście udało się go uratować ale problemy zdrowotne tylko się pogłębiały. Nigdy nie pozwoliłam mu cierpieć. Jak tylko widziałam, że coś się dzieje od razu biegłam do weterynarza. O głodzie, w piżamie, o każdej porze dnia i nocy, byle mu pomóc, byle był ze mną jak najdłużej.
Idąc na studia od razu chciałam zabrać go ze sobą ale mama się nie zgodziła. Bała się, że będę mieć za dużo na głowie. Gdy w marcu, na pierwszym roku studiów, wyjechała do taty za granice, zostaliśmy sami. Ja i Elvisek, zdani tylko na siebie. Byliśmy przy sobie w najpiękniejszych i najgorszych chwilach swojego życia. Zawsze razem, zawsze ze wzajemnym wsparciem.
Niestety moje życie jednego dnia całkowicie się zmieniło. W jednej chwili usłyszałam diagnozę i słowa lekarza, że w każdej chwili mogę umrzeć. Totalnie się załamałam. Popadłam w bardzo poważną depresję. Nie chciałam się leczyć i nie chciałam żyć. Za każdym razem kiedy miałam myśli żeby skończyć ze sobą, Elvis wchodził do łazienki, rzucał się na mnie i nie przestawał lizać. To dla niego walczyłam, to dla niego stanęłam na nogi, bo wiedziałam, że nie mogę mu tego zrobić, nie mogę odejść i go zostawić. Zapisałam się na operacje, zaczęłam leczenie.
Pamiętam jak wychodziłam z domu w kierunku szpitala. On czuł, że coś jest nie tak. Nie chciał zostać, wybiegał za mną, cały się trząsł. Pożegnałam się z nim z bólem serca i nadzieją, że jeszcze kiedyś go przytulę. Na szczęście operacja się udała, wróciłam do domu zdrowa, a on, jak zawsze gdy coś mi dolegało, stawał się prywatnym pielęgniarzem i ochroniarzem. Chodził za mną krok w krok, leżał przy mnie, a gdy mama zbliżała się żeby zmienić mi opatrunki, najpierw rzucał się z zębami, których miał aż 2, a gdy dostrzegł, że chce mi pomóc, lizał ją po rękach, a mi dawał buziaczki. Był najwspanialszym opiekunem jakiego można sobie wymarzyć.
Elvisek wydział, że ze mną jest w końcu w porządku, że jestem zdrowa i wychodzę z depresji. Zaczął coraz częściej chorować. W ostatnim czasie co chwile byliśmy u weterynarza. Robiliśmy wszystko ale on wiedział, że to dobry moment, że sobie poradzę…
Środa rano. Obudziłam się i jak zobaczyłam Elviska to od razu zabrałam go do weterynarza. Spadła mu temperatura. Pani Iza kazała mi wracać do domu i go ogrzać ale powiedziała przerażajace zdanie, że chyba nadeszła jego pora. Robiłam wszystko żeby mu pomóc, żeby temperatura wzrosła. W pewnym momencie Elvisek nie chciał leżeć opatulony kocami przy termoforze. Zaczął się wyrywać, chciał zejść z łóżka. Przytuliłam go jeszcze do siebie i okryłam kocami. Po chwili włożyłam rękę by sprawdzić jego stan. Był dosyć chłodny. Podniosłam się z łóżka z myślą, że jedziemy do weterynarza. Wtedy Elvis skoczył na równe nogi, popatrzył na mnie, przewrócił się i przestał oddychać. Próbowałam go reanimować choć nie miałam pojęcia jak to robić. Biegiem wsiadłam w samochód i jechałam najszybciej jak się dało wierząc, że pani Asia z panią Izą zdołają go jeszcze uratować. Na miejscu usłyszałam zdanie, którego przez te prawie 15 lat, najbardziej bałam się usłyszeć. Elvisek odszedł. Umarł w moim łóżku, w moich objęciach.
To jest największa strata jakiej mogłam doświadczyć. Każdego dnia brakuje mi go coraz bardziej. Czasami w snach przychodzi do mnie. Czuje jak się kładzie obok mnie lub słyszę jak pije wodę z miski albo chodzi po domie.
Był najlepszym przyjacielem, moim synem, najlepszym co mnie w życiu spotkało i nigdy nikt, ani nic go nie zastąpi.
Cieszę się, że mogłam go mieć, że pomimo chorób byliśmy razem przez tyle lat. Mam nadzieję, że byłam dobrą psią mamą i dałam mu dom, o jakim marzy każdy piesek. Dałam z siebie wszystko. Zrobiłabym i oddałabym wszystko żeby móc dalej z nim być ale niestety, zostały tylko piękne wspomnienia i zdjęcia.

Dziękuję Ci Elvisku za wszystko i wiedz, że zawsze będę Cię kochać najmocniej jak potrafię. Byłeś dla mnie wszystkim! Nigdy Cię nie zapomnę Kochany.

Dodaj wpis:

Wirtualne świeczki:

Zapal wirtualną świeczkę:

Zapal.

© Cmentarz dla zwierząt w Rzeszowie 2024. Kopiowanie materiałów zabronione.

Realizacja: Zdzislowicz.pl - Strony WWW

Projekt jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej
w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.